Przebaczenie które niesie ulgę.

Pojawiło się w moim sercu dzisiaj, po porannej Modlitwie Głębi. Słowo, na które długo czekałem-„Przebaczam.”  Wybrzmiało całą swoją mocą i przyszła ulga, jakbym zrzucił worek kamieni z ramion. Cudownie i lekko się teraz czuję, bo nie muszę już nosić w sobie całej tej zadry, jaka mnie przez lata koliła w duszy. Swobodniej oddycham, a lęk ucichł, jakby zrozumiał, że jeśli stanie się znów coś złego to podziękuje za to.

Latami tłumiłem w sobie płacz, który gromadził się od dzieciństwa. Chwile, gdy ojciec lał mnie pasem z wściekłością, starałem się usilnie zastąpić zrozumieniem tego, że inaczej nie umiał i, że sam był raniony przez swojego ojca. Brak czasu mamy na poświęcenie mi  choć chwili uwagi z miłością, również starałem się wytłumaczyć. No, bo cóż mogłem wtedy zrobić. Zrzucenie winy na siebie było wtedy jedynym rozwiązaniem.  Przecież musi być ze mną coś nie tak, skoro mama nie zauważa mojego smutku i lęku.

Wiele razy wybaczałem, tak jak nauczał Jezus.-„ Wybaczaj, nieustannie wybaczaj.”  Wypisywałem na kartkach papieru słowo „przebaczam” setki razy. Potem przyszła pora na wyrażanie „niewyrażonej” wściekłości na rodziców, również w formie papierowej. Czasem w tańcu puściły mi emocje i tak życie mijało, a balast smutku i zranienia ciągle mi towarzyszył. Dlaczego dopiero teraz pojąłem, że to przebaczenie było z mojej głowy?

 Praktykując Modlitwę Głębi zapominam o głowie i wchodzą w obszar gdzie nie ma racjonalizacji i wyjaśnień, udawania i przebaczania na siłę. Wchodzę w obszar, który tak długo ignorowałem, że aż mi jest za to wstyd przed samym sobą. Obszar, w którym schował się cały mój smutek zranionego dziecka. A łzy, które od tygodnia wychodzą ze mnie, są jak balsam dla mojej zranionej duszy. Oczyszczają ją, po to, aby znów mogła cieszyć się świeżością dnia codziennego i patrzeniem na życie oczami miłości.

Teraz rozumiem, że serce nie analizuje i nie usprawiedliwia. Jeśli jest zranione, to jest zranione i koniec! I warto wtedy z nim być. Tak po prostu, towarzyszyć mu w smutku.

P.S.

Po 17 miesiącach wracam do pracy. Jednak nie mógłbym nie dzielić się tym dobrem, jakie przyszło do mnie kilka miesięcy temu, w formie prostej modlitwy kontemplacyjnej i wpisy będą c o jakiś czas. Będę pisał w miarę możliwości o moich przemyśleniach, odkryciach, zachwytach i przemijającym życiu. Bo po cóż mi dobro, jeśli nie mogę go dalej puścić.

Bądżcie w modlitwie każdego dnia. Wasze rodziny i świat tego potrzebują.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz.

Żyję.

Demony przeszłości.