Bóg sam wystarczy?

Rozpoczynam 6 miesiąc mojej codziennej praktyki Modlitwy Głębi. Wdzięczność mnie wielka przenika, za tak cudowny i prosty sposób doświadczania siebie samego i tego, co mnie stworzyło. Czy to Bóg Ojciec?  Lubię to tak nazywać, no bo jakoż mam to nazwać, To, co czuje, że jest wszystkim, w każdym człowieku, w każdym ptaku przelatującym obok mnie, w śpiewie, smutku, żalu, radości, rozpaczy, tak realnym , a jednocześnie niepoznawalnym. Początki tej mojej przygody z tą modlitwa jednak nie były łatwe.

Wszystko zaczęło się po 7 cyklu chemioterapii, gdy czułem, jak wszystko w środku mnie umiera krzycząc, abym coś zrobił.

 Chemia uratowała mi życie, zabijając powoli mój układ odpornościowy, który zbyt mocno się rozrósł i zagroził moim jelitom i trzustce, uciskając te narządy codziennie coraz bardziej. Teraz miałem jej już dość. Czułem, że 8 cykl może mnie zabić, więc cichcem wylałem go w toalecie do zlewu, udając przed lekarzem, że organizm ją przyjął. Może zabrakło mi odwagi, aby przeciwstawić się lekarzom i powiedzieć NIE, a może zdrowy rozsądek nakazał mi przemilczeć moją subordynację, bo zależało mi na dalszym prowadzeniu i bezpłatnym kontrolnym badaniom.  

Prawdopodobnie te 7 cylki przyczyniły sie do mojego docenienia życia i zrozumienia, że jest we mnie coś cennego i wartościowego, a wypływa TO z mojego jestestwa. Nie liczył się stan posiadania, wykształcenie, ani przeszłe dobre czy złe uczynki. To było coś ponad tym- moje BYCIE JAKO ISTOTA BYTU. A jednocześnie zdałem sobie sprawę jak kruche  jest życie i jak niewiele trzeba, aby je stracić (Na ostatnich sesjach  Modlitwy Głębi pojąłem jeszcze bardziej, ze  celem  mojego życia jest pomoc  i chronienie wszelkiego życia i że wypływa to z głębi mnie, bez narzucania sobie owego sensu z zewnątrz)

Te doświadczenie własnego bytu wzbudziły we mnie pragnienie codziennej praktyki, która będzie rozpalać moje serce, aby rosło i podgrzewało to moje pragnienie bycia. Jako, że nie odnajdowałem się nigdy w modlitwach słownych, szukałem czegoś, co mogę jako praktykujący katolik robić, aby to moje pragnienie podgrzewać.  Buddyzm jakoś już mnie nie pociągał i brakowało mi w nim tego czegoś, czego szukałem- miłości autentycznej i Boga.  I tak trafiłem na stronę internetową  Odnowy Kontemplacyjnej.

Początki mojego siedzenia w ciszy zaczynały się od 5 minutowych sesji, bo więcej nie mogłem wysiedzieć, tym bardziej, że najłatwiej utrzymać mi było prosty kręgosłup siedząc w pełnym lotosie i takowym siedziałem. Potem było 10 minut po kilka razy dziennie, aż  doszedłem do 25 minut siedzenia bez ruchu. Jednak nie to było najtrudniejsze. Gdy zatapiałem się w ciszy wychodziło ze mnie wszystko to, co kiedyś usilnie starałem się przed sobą ukryć. Największym problemem było utrzymać w świadomość i bycie obecnym (bez oceniania i racjonalizowania) lęku. Momentami był tak silny, ze musiałem się wycofywać i ocierać oczy ze zdumienia, ze takowe coś we mnie jest. Już wiem dlaczego wcześniej się upijałem.
Do picia już nie wrócę. Mija 8 lat odkąd rozstałem się z alkoholem. Cudownie mnie znieczulał, gdy się bałem (Teraz bardziej rozumiem dlaczego ojciec prawie zawsze pił. Tłumił w sobie lęk!)  Do życia w złudzeniach , rozpamiętując przeszłością i licząc, że przyszłość coś zmieni tez nie wrócę. Pozostaje mi więc codzienna praktyka Modlitwy Kontemplacyjnej ufając, że św. Teresa z Avilla miała rację pisząc:

„Niech nic cię nie smuci, niech nic cię nie przeraża, wszystko mija, lecz BÓG jest niezmienny. Cierpliwością osiągniesz wszystko: Temu, kto posiadł BOGA, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy. Solos DIos basta!”   

Pozostaje mi więc cierpliwie praktykować.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz.

Żyję.

Demony przeszłości.