Gdy tak się siedzi w ciszy 20 minut dwa razy dziennie, dzień
po dniu, człowiek zaczyna dostrzegać w środku siebie, że coś w nim jest
takiego, co delikatnie porusza serce. Jakby mówiło na swój własny, bezsłowny
sposób, że jest się cząstką czegoś wielkiego. To coś, nie chcę tego nazywać,
stara się przyciągać swoją uwagę. Robi to w sposób bardzo subtelny i delikatny.
Nazwałbym to formą zaproszenia do trwania w relacji. Jak to mawia czasem ojciec
Wojtek- relacji z Bogiem. Nie chcę używać tutaj słowa BÓG, gdyż mam świadomość,
że ogromna większość katolików ma wyobrażenia Boga, jako kogoś, lub coś co jest
poza nami, ludźmi. Dla mnie, po takich codziennych doświadczeniach subtelnej
wibracji, jaką odczuwam w sercu, wierzenia większości staja się bez znaczenia. Jakbym
zrozumiał, że zrozumienie rodzi się w sercu poprzez doświadczanie jej, a nie
poprzez przekonywanie się do niej. Gdzie nagle nawiedza cię przebłysk- aha, to
o to chodzi. Wtedy ty wiesz i nie musisz już więcej szukać odpowiedzi, bo cały
ty stajesz się tą częścią prawdy, jaka stała się twoim doświadczeniem. I jest
to bardziej forma łaski danej człowiekowi, gdzie obdarowany rozumie, że nie
poprzez analizowanie, lub wymyślanie, lecz dzięki otwartości i pozwoleniu sobie
na łaskę zrozumienia został nią obdarowany. Można to porównać do codziennego
lectio divina, gdzie człowiek dzień po dniu zgłębia i rozgryza w sobie słowa
Jezusa z wielkim głodem odnalezienia prawdziwego znaczenia jego słów.
„15
1 Ja jestem prawdziwym krzewem winnym1, a Ojciec mój jest tym,
który [go] uprawia. 2 Każdą
latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi
owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. 3 Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które
wypowiedziałem do was. 4 Wytrwajcie we
Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu
sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie
trwać nie będziecie. 5 Ja jestem
krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi
owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. 6 Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony
jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i
płonie. 7 Jeżeli we
Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to
wam się spełni. 8 Ojciec mój
przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami. 9 Jak Mnie
umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! 10 Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania,
będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i
trwam w Jego miłości. 11 To wam
powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. „
Jeśli dzień po dniu siada się przed tymi zdaniami w celu
odnalezienia, o co tak naprawdę chodzi, to wcześniej czy później wszystko w
codziennym życiu układa się tak, aby to pojąć całym sobą. Nie zrozumieć, lecz
doświadczyć zrozumienia. Problem z wcześniejszym zrozumieniem słów Jezusa u
mnie był taki, ze chciałem to zrozumieć na poziomie rozumu. Tak to u mnie nie
zadziałało. Zmiana zrozumienia nastąpiła dopiero, gdy rozpoczęła się u mnie
wspinaczka na drodze Modlitwy Głębi. To pozwalanie sobie na ignorowanie
wszelkiej racjonalizacji i puszczenie wysiłku zrozumienia, pozwoliło mi
bardziej odczuć, co kryje się w powyższym cytacie z Biblii.
Intymna relacja i jeszcze raz relacja nago przed Bogiem w
codziennej ciszy i obecności jest kluczem do uchwycenia tego przesłania.
Atrakcyjność tego cytatu jest na tyle fajna, że mam wielka motywację, aby nadal
podążać droga Modlitwy Głębi. Nie ukrywam, że interesuje mnie ta „pełna radość”
Może zabrzmi to egoistycznie- pragnę jej całym sercem. Pragnę rozradować się swoim
jestestwem. Rozwinąć skrzydła i dać się ponieść życiu tam, gdzie chce mnie
zaprowadzić. I nie interesują mnie ci, co głoszą, że chodzi tu o całkiem coś
innego. Trwania w relacji intymnej nie da się zrozumieć, opisać, narzucić.
Trzeba po prostu w niej być. Ale, aby być trzeba ją budować dzień po dniu. A
szczególnie wtedy, gdy jest ciężko. To, co zgniłe odpada. A to, co ma wartość
zostaje objawione. Tak to jest u mnie. Wiele już odpadło. Sporo się objawiło.
To taka dla mnie nagroda za wytrwałość siadania codziennie i budowania relacji
z ciszą w sobie.
Owo odpadanie, o którym mowa, autentycznie się dzieje. Widzę
to po własnym życiu. Przestały mnie interesować głupoty, jakimi się zajmowałem
latami typu: polityka, rozmowy o byle czym, okłamywanie i udawanie kogoś
innego. Wiele lęków zniknęło, a zamiast nich pojawił się spokój i ufność. No i
to, co wartościowe jakby bardziej świeci.
Jest jeszcze jedna forma odpadania. Wydaje mi się, że równie
ważna. Odpada przeszłość, a raczej przywiązanie się do niej. W trakcie „siedzenia”
mnóstwo sytuacji i uczuć z przeszłości wychodzi ze mnie. A potem mam poczucie
jakby odpadły i nie maja już wpływu na to, co jest teraz. To, co ważne-
rozpoznaje również przekonania w sobie, które rządziły moim zachowaniem i
decyzjami w przeszłości. Co z kolei zrodziło we mnie przeświadczenie, że nie
żyłem własnym życiem, lecz programami na życie, które mi sprzedano w
dzieciństwie.
Czyżbym powoli zakochiwał się w życiu?
I ciśnie mi sie na usta Rysiu Rynkowski ze swoim specyficznym głosem:
"Szczęśliwej drogi już czas
mapę życia w sercu masz,
jesteś jak młody ptak.
Głuchy jest los, nadaremnie wzywasz go, bo twój głos... "
I ciśnie mi sie na usta Rysiu Rynkowski ze swoim specyficznym głosem:
"Szczęśliwej drogi już czas
mapę życia w sercu masz,
jesteś jak młody ptak.
Głuchy jest los, nadaremnie wzywasz go, bo twój głos... "
Komentarze
Prześlij komentarz