Przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz.

Chyba każdy z mojego pokolenia lat 70 i 80 pamięta kultową piosenkę Lombardu „Przeżyj to sam”. Prosty tekst, a tak wymowny. Dotyka serca. Szczególnie tym, co życie przeminęło bez wyrazu. I te tysiące zapalniczek wypluwających maleńki płomyk na znak solidarności z żalem po utraconych chwilach życia, które można było zobaczyć na koncertach Lombardu. Tak wielu z nas przeżywa życie bez uczuć. Skąd się to bierze?

W czerwcu tego roku na rekolekcjach zamkniętych Modlitwy Głębi był czas pośpiewać trochę przy ognisku. Znajoma pieśń lombardu wybrzmiała akordy i pozwoliliśmy się ponieść słowom. A potem refren- „Przeżyj to sam, przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz, puki jeszcze serce masz.” Pieśń niosła nasze emocje daleko. Zabierał je wiatr i gnał hen przed siebie, Bóg jeden wie ile domów było z nami wtedy. A potem pojawiło się we mnie uczucie żalu. Żalu za utraconym czasem młodości, gdzie zamiast dać się ponieść życiu, stałem z boku zadowalając się jakimiś tam ochłapami. Tyle chwil i okazji zmarnowałem Do tej pory nie wiem dlaczego. A może tak mnie wychowano, trzymać się z boku, bo tak lepiej. I tak ten żal pozostał. Nie chciało mi się już udawać, że go nie ma.

Jako adept modlitwy ciszy już wiem, że warto pozwolić sobie doświadczać uczuć, jakiekolwiek by nie były. Więc chodziłem z tym żalem, przyglądając się dokąd mnie zaprowadzi. Od tego czasu minęło 2 miesiące. Dwa miesiące chodzenia z żalem za utraconymi chwilami z młodości niezłe dawało mi w kość. No, bo co mi po żalu. Czasu nie zawrócę. A jednak warto było. Pod tym żalem odnalazłem swoja wrażliwość na doświadczanie życia. Jakby coś się we mnie otworzyło i pozwoliło mi doświadczyć tą część siebie, której zawsze się wstydziłem. To coś, to małe wrażliwe dziecko we mnie- zawstydzone i przerażone światem. Teraz już jest moje i nikomu nie pozwolę go zastraszyć, ani też nie zawstydzę go, choćby nie wiem co się działo.

 Długo na to czekałem. Może zbyt długo. Jednak warto było. Obecnie poziom doświadczania rzeczywistości jest o wiele intensywniejszy. Jakbym nagle zrozumiał, że życie nie jest z boku mnie. Życie jest we mnie i przejawia się przeze mnie. Ja jestem życiem. I niebo staje się wtedy błękitniejsze, a drzewa zieleńsze. Ludzie jacyś radośniejsi, a wydarzenia stają się jedyne w swoim rodzaju. Za każdym razem inny klimat w nich panuje. I coraz częściej przytrafia mi się patrzenia na rzeczywistość bez nazywania jej umysłem. Jest to raczej forma doświadczania patrzenia, gdzie wszystko widzi się jakby trójwymiarowo. Trudno jest się nie zafascynować życiem mając takie doświadczenia. Trudno jest stać z boku skoro wiesz, że ty należysz do życia. A jak w nie wchodzisz, to wiesz, że życie cię chce, a wtedy pogłębia się w tobie doświadczenie, że życie cię kocha, że Bóg cię kocha. I wszystko staje się proste. Niczego nie trzeba rozumieć.

Muszę przyznać rację pewnemu duszpasterzowi egzorcyście z Wadowic, który nazwał Boga obecnością, a w tej obecności jest miłość i miłość jest Bogiem. To było w lutym tego roku. Wziąłem sobie mocno te słowa do siebie i od tego czasu ciągle wracałem do trwania w obecności. Za każdy razem, gdy przyłapałem się, że wpadam w myślenie, wracałem do obecności doświadczania. Na początku jest to trudne. Z czasem, jeśli wytrwale się wraca do trwania w byciu obecnym staje się to naturalne. To prawda. Pallotyn miał rację. Pod całą ta pokrywą racjonalizowania, myślenia, zastanawiania się, kombinowania mieszka namiastka Boga i naprawdę można go spotkać, intuicyjnie czując, że to właśnie jest TO.


Ostatnio rozmawiałem z jedną ze znajomych, również praktykującą modlitwę ciszy pod opieką Franciszkana. I mówi mi, że na ich rekolekcje ciszy przyjeżdżają animatorzy z różnych formacji katolickich. A po nich wychodzą odmienienie, jakby zrozumieli, że nie o to chodzi w wierze, aby w nią wierzyć, lecz aby wiarą żyć i jej doświadczać na co dzień. Nie próbować wierzyć. Po prostu w niej być. Zanurzyć się w niej i pływać, jak w wodzie życia. Czyż nie jest to budujące.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyję.

Demony przeszłości.