Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2016

Smutek

Jest takie miejsce we mnie, gdzie mieszka smutek. Od kilku dni odwiedzam je. Mieszka w brzuchu. I znów powrócę do czasów dzieciństwa. Który to już raz na tym blogu.  Nie idzie jednak inaczej. Bo ten smutek, to część mojego życia. Dzisiaj dziecko narysowało nasza rodzinę. Zaległe zadanie domowe. Przyglądałem się mu z wielka radością, wszyscy uśmiechnięci. Jaka ulga, że tak nas wszystkich radośnie postrzega. Gdybym ja, jako dziecko narysował moją rodzinę, było by to morze smutku. Co mam zrobić z tym „smutkiem”?. Siedzę w Modlitwie Głębi nieruchomo jak skała, a z oczu kapią mi łzy i czekam kiedy wybije 25 minuta siedzenia, abym mógł wstać i dorwać się do czekolady. Rozpłynie się w moich ustach i ukoi mnie na chwilę. Wracam jednak do siedzenia w ciszy, bo nie mam innego pomysłu, jak go doświadczyć jeszcze raz świadomie i z pełną odpowiedzialnością pozwolić mu się wypalić, bo w głębi serca wiem, że nie przeżyłem go do końca. I to tyle. Refleksja: Dzisiaj byłem na

Przebaczenie które niesie ulgę.

Pojawiło się w moim sercu dzisiaj, po porannej Modlitwie Głębi. Słowo, na które długo czekałem-„Przebaczam.”  Wybrzmiało całą swoją mocą i przyszła ulga, jakbym zrzucił worek kamieni z ramion. Cudownie i lekko się teraz czuję, bo nie muszę już nosić w sobie całej tej zadry, jaka mnie przez lata koliła w duszy. Swobodniej oddycham, a lęk ucichł, jakby zrozumiał, że jeśli stanie się znów coś złego to podziękuje za to. Latami tłumiłem w sobie płacz, który gromadził się od dzieciństwa. Chwile, gdy ojciec lał mnie pasem z wściekłością, starałem się usilnie zastąpić zrozumieniem tego, że inaczej nie umiał i, że sam był raniony przez swojego ojca. Brak czasu mamy na poświęcenie mi  choć chwili uwagi z miłością, również starałem się wytłumaczyć. No, bo cóż mogłem wtedy zrobić. Zrzucenie winy na siebie było wtedy jedynym rozwiązaniem.  Przecież musi być ze mną coś nie tak, skoro mama nie zauważa mojego smutku i lęku. Wiele razy wybaczałem, tak jak nauczał Jezus.-„ Wybaczaj, nieustannie

Jak trwoga, to do Boga.

Dawno temu zawsze bałem się, że spotka mnie coś, czego nie będę w stanie uciągnąć. Lęk ten powodował, że kuliłem się w sobie jak dziecko, które chce wtopić się w ramiona mamy i poczuć ukojenie. Trudno jednak 30-latkowi wskoczyć na kolana matki i rzewnie zapłakać nad losem dorosłego człowieka, przed którym życie stawia wyzwania, a 30-latek się boi. W końcu kiedyś trzeba dorosnąć. Pierwszy przebłysk dorosłości pojawił się po przesłuchaniu płyty „W imię Jezusa możesz wszystko” I chyba dopiero wtedy po omacku zacząłem szukać mocy, jaka jest we mnie, a zdanie, które pociągnęło mnie ku temu, to:  „Jeśli nie zrealizujesz swoich prawdziwych pragnień serca za życia, to szansa na spokój w niebie jest mizerna. Trafisz do czyśćca, gdzie i tak będziesz musiał owe pragnienia serca zrealizować.”  Do tego doszła jeszcze rozmowa z osobą pracującą w hospicjum, która trafnie ujęła zwlekanie z realizacją marzeń – „Ludzie za życia udają, że żyją, a jak już prawdziwie przychodzi śmierć, wtedy żałują, ż

Płyń!

Pod natchnieniem przedwczorajszego wpisu „Wypłyń!”,   trafiłem na cytat św. Ignacego Loyoli z książki De Mello „Szukaj Boga we wszystkim”: „Właściwością ducha dobrego jest dodawanie odwagi i siły, pociech, łez, natchnień i spokoju”, „Dla dobrego ducha jest łagodzenie i usuwanie przeszkód, żeby postępować w dobrym”.  De Mello kontynuuje - „Jeśli idziemy za wskazówkami dobrego ducha dzieje się właśnie to: dochodzimy do punktu, kiedy wszystko jest łatwe. Nie ma żadnych przeszkód, po prostu płyniemy przed siebie” Pięknie napisane, aż chce się żyć.  Tylko jak odnaleźć tego dobrego ducha w sobie i nauczyć się iść za jego głosem? Jest taka przypowieść o dwóch psach: jednym łagodnym, a drugim wściekłym. Jeśli oba się karmi tak samo,  w końcu wściekły pożre tego łagodnego, bo z natury jest agresywny. Gdyby karmić tylko pieska łagodnego, ten drugi, wcześniej czy póżniej musi zdechnąć. Ten duch, którego więcej karmie, ma wpływ na moje realne życie. Mam wrażenie, że z duchami

Wypłyń!

"Pan ci mówi "otwórz się" Pan ci mówi "wstań" Ja jestem, odwagi Czemu wątpisz w łaske mą Wypłyń na  głębie Pan tak blisko jest Z nim zarzucisz swą sieć"                                              Mocni w Duchu Jesień w pełni wyłoniła swoje piękno. Szczególnie widać ją w barwie liści drzew. Siedzę na werandzie i dociera do mnie, że wszystko jest w ciągłym ruchu. Płynie zgodnie z tym, co ustalił kiedyś tam, dawno temu, Najwyższy. I chcę tak jak te drzewa podłączyć się pod ten przepływ życia i cieszyć się jego przemijaniem, nie bacząc na to, że trzeba robić to i tamto, bo czy trzeba? Coraz częściej w codziennym życiu doświadczam chwil, gdy czuję, że wszystko płynie w swojej harmonii doskonałości, gdzie nie trzeba niczego zatrzymywać, do niczego się przywiązywać, za niczym tęsknić, bo wszystko w tym przepływie jest dane. To są te chwile, dla których chcę umrzeć. Zostawic wszystko i po prostu się zatracić. Kilka lat temu, w swoich poszu

Zmianę świata zaczynam od siebie.

Nie ukrywam, że blog zrodził się w moim sercu po to, aby promować tak prostą i tak zmieniającą życie Modlitwę Głębi. Na ostatniej sesji Tchnienia Ciszy, gdy zobaczyłem dwunastkę śmiałków którzy przyjechali po to, aby zapadać w milczenie zrobiło mi się smutno, że tylko tylu. Miejsc było dwa razy więcej. A szkoda. Bo im nas więcej, tym więcej dobra będzie na świecie. Nasz mentor ojciec Wojtek powiedział piękne zdanie, które mnie urzekło - W trakcie trwania w Modlitwie Głębi modlimy się za wszystkich i za wszystko. To takie puszczanie czystej intencji w świat, aby wszystkim ludziom żyło się lepiej. Jest taka piękna scena z filmu „Piąty Element” gdzie Leeloo zapoznaje się z historią ludzkości i w pewnym momencie widać jak łzy jej kapią po policzkach. Płacze nad nędzą gatunku ludzkiego, gdzie w całej historii ludzkości, jako jedyny gatunek na ziemi zabijamy siebie nawzajem. Setki milionów ludzi ginie z rąk współbraci. Świat zwariował. Czas, aby się wyłamać z tego wariactwa i zr

Z niczym się urodziłem i z niczym odejdę

Doszły mnie wieści moich znajomych, że treść bloga jest bardzo intymna-"tak jakbym swoje flaki wywalał na zewnątrz." Cieszy mnie to, bo taki ma być odbiór. Nie chcę kolejnego bloga w sieci o tym jak to Pan Jezus mnie kocha i czy jestem przeciw, czy za czarnymi marszami. Szukam w życiu autentyczności. Tych uczuć, które podkreślają moje życie, chwil, gdzie chce się dla nich umrzeć i relacji gdzie płynie autentyczna miłość. I o tym chce pisać - moich poszukiwaniach Boga i prawdy. Czy ową PRAWDĘ- o której mówił Jezus- dotknę? Nie wiem. Wiem jednak, że warto iść i szukać. I jestem głęboko przekonany, że Boga interesuje moje serce, a w nim wszystko to, co chcę ukryć i czego się boję. Jego interesuje moja nagość serca. Dlatego jest intymnie. I nie sądzę, aby była jakaś pośrednia droga do poznania Boga. Tylko nagość. Bo taki wyszedłem z łona mamy i takiego mnie będą chcieli po śmierci. Jestem ciekawy ilu ludzi ma świadomość tego, że umierając zostawiają wszystko to, do czego

Biorę swój krzyż i idę, bo widzę w tym sens.

„Co dajesz innym, wraca do ciebie” - czepiam się tego zdania jak koła ratunkowego, bo nie zawsze mam siłę dawać innemu człowiekowi to, co chciałbym dostać. Po ostatniej sesji Tchnienia Ciszy ( dwudniowym odosobnieniu) miałem przebłysk świadomości, że wszyscy jesteśmy stworzeni z jednego żródła. Przyroda, a w niej my, stanowimy jedną całość. To doświadczenie zrodziło we mnie postanowienie, aby już nikogo nie ranić, ani niepotrzebnie nadużywać  tego, co daje mi natura. Łzy mi poleciały, jakbym zapłakał nad wszystkimi tymi chwilami, gdy raniłem siebie i innych poprzez pouczanie, nagabywanie, ocenianie, pałanie zemstą itp. Sporo się tego nazbierało. Szczerze napiszę, czułem się jak worek śmieci, który zdał sobie sprawę, że śmierdzi.. Dotarło do mnie również, jak często oceniam ludzi i sytuacje, jakie mi się przytrafiają z ich strony. Od tego czasu uczę się na łapaniu siebie w ocenianiu i je puszczam. Nie jest to dla mnie łatwe, jednak próbuję, bo widzę w tym sens. Bo tak naprawdę robi

W ciszy i ufności leży nasza siła

Wczoraj na stronie internetowej Deona pojawiły się cytaty z dzienniczka św. Faustyny. Jeden szczególnie mnie ujął: „… Dusza milcząca jest silna; wszystkie przeciwności nie zaszkodzą jej, jeżeli wytrwa w milczeniu. Dusza milcząca jest zdolna do najgłębszego zjednoczenia się z Bogiem, ona żyje prawie zawsze pod natchnieniem Ducha Świętego; Bóg w duszy milczącej działa bez przeszkody.” Jeżeli taka osoba jak św. Faustyna coś takiego pisze, nie będąc jeszcze świętą, to jest w tym prawdziwa i z pewnością sama to odkryła, jako skromna zakonnica i prawdopodobnie z duszy milczącej czerpała swoja siłę i moc. A z pewnością nie było jej łatwo.  Cytat ten jest potwierdzeniem mojego odkrycia - skąd czerpać siłę w życiu. Trzeba zamilknąć- wyjść poza myślenie, racjonalizowanie, ocenianie itp. Zgodzić się na to co jest i być obecnym z tym. Pytanie: czy warto zaryzykować? Ja ryzykuje każdego dnia. Pamiętam ten dzień, gdy siedząc nieruchomo na poduszce i wsłuchując się w głąb siebie, p

Łaską jesteśmy zbawieni, z łaski możemy tu stać.

Od jakiegoś czasu chodzi za mną „zdziwienie” jakie pojawiło się we mnie kilka miesięcy temu, gdy tak sobie gaworzyliśmy z księdzem na duchowe sprawy. Zadałem mu wtedy pytanie - Jak to jest, że staram się i ciągle mam poczucie, ze nie zasłużyłem na zbawienie. A ksiądz w odpowiedzi: „ Nie trzeba zasługiwać na to. Łaska już jest nam dana, w tej właśnie chwili”. „ Kopara mi opadła ze zdziwienia. Czyli co, nie musze robić czegokolwiek i jestem zbawiony?-  zadałem kolejne.  Padła odpowiedź ‘”TAK” i ksiądz zacytował pewną przypowieść o staruszce, co stała przed bramą nieba i chciała się tam dostać wymieniając po kolei swoje dobre uczynki. I nic to nie dawało. W końcu się „zresetowała” i wykrzyczała -Jezu ratuj! Bramy niebios uchyliłysię przed nią. Doświadczyła łaski. Łasko zbawienia czymże jesteś? I dlaczego świtasz mi w myślach? Jako dzieciak, aby coś dostać miałem poczucie, że muszę na to zasłużyć. Potem szkoła . Do ocen się nie przykładałem, bardziej zależało mi na uwadze rodziców

O posłuszeństwie słów kilka „Wróbla Ćwirka”

Zaprosiliśmy kiedyś znajome małżeństwo z dziećmi, na kawę i pogawędkę. Lubię ich, bo mają coś w sobie, co mnie fascynuje. Widać w nich wzajemną troskę o siebie i rodzinę ,oraz poszukują jako katolicy drogi do Boga. Prawie zawsze z nimi rozmawiamy o tych rzeczach życiowych- ważnych i rozmowa się zawsze klei. W pewnym momencie tej rozmowy znajomy stwierdził, że ostatnio pojął ,iż „musi być posłuszny naukom kościoła” . Zmroziło mnie jak to usłyszałem. Potem długo zastanawiałem się, dlaczego cos przeszyło nie na wylot na dźwięk słowa „posłuszny kościołowi” Od tego czasu minęło kilkanaście tygodni i dopiero teraz świta mi w głowie zrozumienie owego „zmrożenia” W dzieciństwie utożsamiałem Boga jako starca siedzącego na tronie i dyrygującego całą orkiestrą aniołów, których zadaniem było karać ludzi za złe uczynki, a nagradzać za dobre. Malowidło takiego starca widniało na suficie naszego kościoła i zawsze mnie przerażało. Ta surowość Boga jeszcze bardziej utrwalała się, gdy w wakacje cho

Bóg sam wystarczy?

Rozpoczynam 6 miesiąc mojej codziennej praktyki Modlitwy Głębi. Wdzięczność mnie wielka przenika, za tak cudowny i prosty sposób doświadczania siebie samego i tego, co mnie stworzyło. Czy to Bóg Ojciec?  Lubię to tak nazywać, no bo jakoż mam to nazwać, To, co czuje, że jest wszystkim, w każdym człowieku, w każdym ptaku przelatującym obok mnie, w śpiewie, smutku, żalu, radości, rozpaczy, tak realnym , a jednocześnie niepoznawalnym. Początki tej mojej przygody z tą modlitwa jednak nie były łatwe. Wszystko zaczęło się po 7 cyklu chemioterapii, gdy czułem, jak wszystko w środku mnie umiera krzycząc, abym coś zrobił.  Chemia uratowała mi życie, zabijając powoli mój układ odpornościowy, który zbyt mocno się rozrósł i zagroził moim jelitom i trzustce, uciskając te narządy codziennie coraz bardziej. Teraz miałem jej już dość. Czułem, że 8 cykl może mnie zabić, więc cichcem wylałem go w toalecie do zlewu, udając przed lekarzem, że organizm ją przyjął. Może zabrakło mi odwagi, aby przeciws