Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

Demony przeszłości.

Nawiedziła mnie pewna refleksja w trakcie obecności na warsztatach Modlitwy Ciszy w Wadowicach, gdzie zebrało się sporo nowych osób, pewno pragnących poznać ten rodzaj medytacji chrześcijańskiej i być może jej praktykowania w przyszłości. Otóż wchodząc na drogę praktyki owej modlitwy ciszy trzeba mieć świadomość, że wcześniej czy póżniej rozpocznie się okres wychodzenia z człowieka wszelkich nieprzyjemnych uczuć, jakie chciał ukryć przed światem, a tak naprawdę przed sobą. I tu pojawia się problem. Co z tym zrobić, albo jak sobie z tym poradzić. Przypuszczam, bo tak jest u mnie, intuicja podpowiada i poniekąd wspiera na tej drodze. Najlepiej jednak warto mieć przewodnika duchowego który to rozumie. Jest kilku księży, a raczej zakonników, którzy sami praktykują i są podporą dla innych. Warto to rozważyć. Piszę to, gdyż wiele osób wchodzi na tą ścieżkę, a potem z niej rezygnuje dlatego, że nie rozumieją, iż jednym z ubocznych skutków owej praktyki jest pozbywania się starych, zapiec

Klatka.

Od 15 miesięcy na śniadanie serwuje sobie zawsze jajecznicę z 3 jaj. Wg. Medycy akademickiej i publikowanych naukowych badań powinienem mieć już zaawansowaną miażdżycę, a cholesterol pukałby do nieba. Nic takiego jednak się nie wydarza z moim zdrowiem. Wręcz odwrotnie. Zawsze mam energię i dobre samopoczucie po takim posiłku, więc z niego nie rezygnuję. Wiec pytam naukowców: jak to jest, że mój organizm dobrze toleruje zawartość białka i żółtka? W pewnym momencie, po wielu tygodniach praktyki  Modlitwy Głębi zdałem sobie sprawę, że moje życie zamknięte jest w klatce uwarunkowań . To przebywanie z sobą w obecności siebie, czując, że Bóg jest, pozwoliło mi obiektywnie spoglądać na moje codzienne życie i to, co robię. No i zdałem sobie sprawę, że poruszam się wg. pewnych schematów, które ktoś mi sprzedał dawno temu, kiedy byłem mały i uczyłem się, czym jest życie, jak je doświadczać i co trzeba zrobić, aby w miarę możliwości je przeżyć. Super by było, gdyby ktoś mnie nauczył, że nie

Przestaje ukrywać się przed Bogiem.

Jako dziecko prawie zawsze towarzyszyło mi poczucie bycia opuszczonym, a co za tym idzie pewnego rodzaju niemoc. Bardzo często trąsłem się ze strachu z byle powodu, a coś takiego, jak pewność siebie dla mnie była nie pojęta. Pamiętam z tamtego okresu sny, w których spadałem w przepaść, bez szans na zrobienie czegokolwiek. Można sobie wyobrazić, jak przebiegało moje dorastanie- w niemocy i przerażeniu, przeplatane okresami ulgi, kiedy zapominałem o całym świecie i wchodziłem w świat wyobraźni, gdzie wyobrażałem sobie inny świat, a w nim innego mnie. Wpadanie w wyobrażnie było wtedy dla mnie jedynym pomysłem, jak uciec od uczuć niemocy i przerażenia. No, bo cóż może zrobić dziecko, nie czując oparcia dorosłych ludzi. To wpadanie w wyobrażenia stało się dla mnie tak wielkim nawykiem, że w dorosłym życiu dałbym się zabić, byleby nie zrezygnować z niego. I tak sobie wczoraj słucham pewnego duszpasterza egzorcystę, który mówi takie oto zdanie- „Bóg jest obecnością” dodając, że Bóg jest

Co mnie fascynuje

Swego czasu zamieściłem na tym blogu tekst, który zrodził się w moim sercu spontanicznie, po kilkudniowej intensywnej praktyce Modliwy Głębi. Potem szybko go wykasowałem. Wydawał mi się zbyt wyniosły i uważałem, że może być żle zrozumiany przez znajomych. Dzisiaj go wygrzebałem z archiwum i postanawiam go jednak zamieścić. Może bardzie do niego dojrzałem? A może przestało mi się chcieć udawać przed innymi, ze wierzę w Boga, który mieszka w niebie, albo na kartach Biblii. Że można spotkać go tylko w kościele itp. itd. Na dokładkę uświadomiłem sobie dzisiaj, że mamy w domu ponad setkę książek katolickich. Żadna z tych książek ani na milimetr nie zbliżyłam mnie do poznania Boga. Mógłbym je wszystkie spalić i nie poczułbym straty. Jedyne co mnie zbliżało do owego poznania to realne życie, a szczególnie okresy cierpienia, momenty utraty gruntu pod nogami, chwile zwątpienia i przerażenia. Te wszystkie momenty uświadamiały mi, że jest coś ponad to, czego doświadczam. Coś, co musi mnie kochać

Nie kupuję tego.

Leży u nas książka pod schodami. Ktoś ją tam rzucił i tak czasami zerkam na jej tytuł ” Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń” Nicka Vujicica. To zerkanie powoduje w mojej głowie czasem rozmyślanie o tym, co jest takiego w tym człowieku, że wyszedł poza swoje ograniczenia?  A potem zastanawiam się, co jest takiego w ludziach, którzy nie powinni wyjść ze swoich klatek ograniczeń i cierpienia, a jednak z nich wyszli i chwycili to, co ich napełnia radością życia. Co to jest? No właśnie, co to jest? Ostatnio siedziałem z moim klientem przy kawie i tak sobie o życiu swobodnie gaworzyliśmy. W pewnym momencie zorientowałem się, że człowiek ten zadaje sporo pytań. Zwróciłem mu na to uwagę w pozytywnym kontekście, twierdząc, że mało kto zadaje ważne pytania egzystencjonalne. Zgodził się ze mną. Napomknął jeszcze, że jest to u niego ta cecha, która pozwoliła mu sporo w życiu materialnego osiągnąć. Dodał również, że nie wyobraża sobie życia bez dociekania, co i jak zrobić, aby było lepiej. Na kon