Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Diament

Czasami przeglądam grupy Chrześcijańskie na facebook-u i czytam co ciekawe teksty. Dzisiaj trafiłem na perełkę wśród nich: „Najfajniejsze w człowieku jest to, co jest w środku. Coś czego nie widać. To coś jest jak najpiękniejszy diament, jaki może istnieć na świecie. Każdy człowiek taki w sobie ma. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jaki cenny skarb nosi w sobie. Czasami jest zepchnięty w kąt, zakurzony, zapomniany. Czasami sami chcemy ten kamień rozwalić swoimi grzechami, albo inni próbują wmawiać nam, że ten nasz brylant to straszny, nic nie warty badziew. Miłość, pasje, marzenia, relacje, talenty. Na pewno o czymś zapomniałem. Jest tego wiele. Wiadomo - homo sapiens to skomplikowane stworzenie. To wszystko razem tworzy ten diamencik. Szlifujmy go. Niech lecą iskry. Jest taki fachowiec, który Ci w tym szlifowaniu pomoże. Prawdziwy mistrz. Zna się na robocie, nie ma lipy. Nie mam niestety numeru telefonu do Niego. Jest nim Jezus Chrystus. Ja go nigdy nawet "na żywo" n

Odwaga podążania własna drogą.

Eric Berne, kanadyjski psychoterapeuta kiedyś powiedział, że ludzie przychodzą do niego nie po to, aby się zmienić, lecz z nadzieją, że psychoterapeuta sprawi, iż gówno w jakim siedzą przestanie im śmierdzieć. Polecam przeczytać jego książkę „W co grają ludzie”. Bo czy tak naprawdę chcemy się zmienić? Czy raczej wolimy „otoczenie” zmieniać, aby dopasować je do swoich wyobrażeń i oczekiwań? Wiele lat waliłem głową w "ścianę" zmieniania innych i zadowalając ich z nadzieją, że za nią znajdę to, czego szukam- spełnienia, poczucia bycia kochanym, dowartościowania się i gdyby nie choroba, a z nią zrozumienie na czym polega „zmiana”, pewnie dalej bym stał przed ową „ścianą” pragnąc zmieniać ludzi wokół mnie, zdarzenia i uczucia w sobie. Kilka dni temu na spotkaniu ze znajomymi, praktykującymi katolikami, zapytano mnie- co daje mi praktyka medytacji chrześcijańskiej. Przyznam się, że wpadłem w przerażenie na dźwięk owego pytania i ze spuszczoną głową szukałem w sercu, co mam

Nic, nie musisz mówić nic.

Nic, nie musisz mówić nic . Odpocznij we mnie. Czuj się bezpiecznie. Pozwól kochać się . Miłość pragnie Ciebie. Byłem niedawno na pogrzebie pewnej Pani, co bardzo mi pomogła w czasach mojej choroby. Kiedy poprosiłem ją o sprzedaż jabłek prosto z drzewa, zapytała po co? Odpowiedziałem, bo jestem chory na nowotwór i potrzebuję owoców i warzyw z naturalnej hodowli, bez pestycydów. Oczywiście napomknąłem, że zapłacę. Wzruszyła się, bo już po pół godzinie miałem przed drzwiami pełen worek świeżutkich jabłek, a i na warzywa przez nią uprawiane też mnie zaprosiła. Narwałem liści boćwiny, aby dodać do wyciskarki z innymi warzywami. Jako zapłatę, poprosiła o uśmiech i dobre myśli o niej. To było rok temu. Teraz już jej nie ma i smutno mi się robi na myśl o tym, że odeszła. Pogrzeb był piękny i uroczysty. Zjechało się kilku księży, a kościół był pełny żegnających. I byłby to zwyczajny, kolejny pogrzeb, na którym byłem, gdyby nie dwa szczegóły, jakie mną poruszyły. Kazanie miał mł

Czas na zmiany?

Dzisiaj doznałem kolejnego szoku podczas porannej Modlitwy Głębi. Który to już raz? Było ich trochę. I to jest najfajniejsze w owej prostej modlitwie zatopienia się w ciszy i trwanie w niej. Bardzo często zaskakuje tym, co się pojawia. A to, co się pojawia zawsze ma wydźwięk prawdziwości życia. Otóż, jak na dłoni zobaczyłem swoje przekonanie-„nie dam rady” i przeszył mnie dreszcz emocji, poplątany z smutkiem, gdyż całe życie udowadniałem sobie że „dam radę”. A potem olśniło mnie. Bo tak naprawdę boje się tego, co się stanie jak nie dam rady. Bo nie pracuję na etacie, gdzie wypłata pewna, lecz zarabiam na prowizji od sprzedaży. Jestem skazany na siebie samego, efektywność swoich działań. Jeśli są nieefektywne, nie mam pieniędzy. A jak nie mam pieniędzy, to są problemy, bo trzeba dzieci nakarmić, spłacić kredyt itp. I tak sobie żyję, albo żyłem w lęku, co będzie jak nie dam rady. Od momentu, gdy wyprowadziłem się z domu rodzinnego, większość moich decyzji było jednym wielkim udowadn

Obława.

Zaczęła się praca zarobkowa i zaczęła się OBŁAWA myśli destrukcyjnych. Tych z przed laty, które demotywowały nie na każdym kroku. Teraz je bacznie obserwuję i siekę mieczem odwagi, jaką pielęgnuję każdego ranka w Modlitwie Głębi. Do tego doszły jeszcze zatoki i ich zapalenie. Wszystko we mnie robi wszystko, aby nie robić rzeczy ważnych, tak jak przed laty. Nie daję się jednak i większość czasu, jaki teraz mam dla siebie poświęcam na siedzenie w ciszy i wsłuchiwanie się w nią. Wychwytuję ową ciszę, przebijając się przez natrętne myśli i emocje i kleję się do niej, jak do kochającego ojca, abym mógł w nim odpocząć, w przerwach na działanie. Robię nowe rzeczy i nie wiem jak się losy tego, co robię potoczą, więc na logikę wypadałoby się pogodzić z myślami, że może nie wyjść i wrócę do punktu wyjścia. Na logikę jednak, i na szczęście. Ostatnimi czasy totalnie logikę ignoruję. Zrozumiałem, że myślenie moje tylko mi przeszkadza, bo doskonale wiem, że jedyna ważną rzeczą jest dział

Gram w drużynie zwycięzcy

W wolnej chwili chwyciłem za Gości Niedzielnego. Ostatnio rzadko do niego zaglądam, bo za dużo w nim o polityce. Jednak wczoraj coś mnie tknęło, aby zajrzeć. I tak sobie czytam wywiad z selezjaninem, dawnym karateką, Ks. Dominikiem Chmielewskim, który mówi takie oto słowa: „Mam poczucie, że gram w drużynie Zwycięzcy. Ten mecz jest już dawno wygrany, teraz mamy tylko tak prowadzić grę, aby udowadniać….”, „ Musimy mieć mentalność zwycięzcy. Jak się ją zdobywa? Przebywając wśród zwycięzców i słuchając świadectw ich zwycięskich walk, ale przede wszystkim przebywając z Jezusem- zwycięzcą 24 godziny na dobę” . Jako dzieciak wzorów Zwycięzcy w mojej rodzinie uświadczyć za żadne skarby nie mogłem.  Mężczyżni mego rodu raczej unikali wyzwań, za to chętnie raczyli się gorzałką , obnażając w ten sposób jeszcze bardziej swoją słabość. Otaczając się tą słabością na co dzień, miałem poczucie przegranego człowieczeństwa, gdzie dominował strach i bezsilność. Do tego dochodziło jeszcze poczucie