Odwaga podążania własna drogą.
Eric Berne, kanadyjski psychoterapeuta kiedyś powiedział, że
ludzie przychodzą do niego nie po to, aby się zmienić, lecz z nadzieją, że psychoterapeuta sprawi, iż gówno w jakim siedzą przestanie im śmierdzieć. Polecam przeczytać
jego książkę „W co grają ludzie”. Bo czy tak naprawdę chcemy się zmienić? Czy
raczej wolimy „otoczenie” zmieniać, aby dopasować je do swoich wyobrażeń i
oczekiwań?
Wiele lat waliłem głową w "ścianę" zmieniania innych i zadowalając ich z nadzieją, że za nią znajdę to, czego szukam- spełnienia, poczucia bycia
kochanym, dowartościowania się i gdyby nie choroba, a z nią zrozumienie na czym
polega „zmiana”, pewnie dalej bym stał przed ową „ścianą” pragnąc zmieniać
ludzi wokół mnie, zdarzenia i uczucia w sobie.
Kilka dni temu na spotkaniu ze znajomymi, praktykującymi
katolikami, zapytano mnie- co daje mi praktyka medytacji chrześcijańskiej.
Przyznam się, że wpadłem w przerażenie na dźwięk owego pytania i ze spuszczoną
głową szukałem w sercu, co mam powiedzieć. Cisnęło mi się na usta „Szukam Boga
żywego w życiu i sobie i Modlitwa Głębi mi w tym pomaga”. Strach jednak dał za
wygraną i plotłem coś, sam nie wiedząc co. Dopiero potem zorientowałem się, że
idę w kanał udawania i powiedziałem o tym „Bogu żywym” Dyskusja się ożywiła
znacznie, bo znajomi rozważają słowo Boże w Biblii, i przekonywali mnie, ze
właśnie tam jest żywy Bóg. Zgodziłem się z nimi i zapewniłem, że jednak nadal
będę praktykował Modlitwę Głębi zamiast czytać "słowo" w Biblii. I
generalnie wszystko byłoby OK, gdyby nie moje poczucie „odmieńca” w tej grupie.
Odmieńca, który nie czytuje słowa Bożego na co dzień. Bo gdzieś między zdaniami
czułem, że chcą mi powiedzieć, że robię coś nie tak i jednak warto byłoby
czytać codziennie Pismo Święte.
A potem smutno mi się zrobiło, że nie powiedziałem wtedy, że medytacja chrześcijańska zmienia mnie na lepszego człowieka dla innych
i świata. Leczy moje rany z dzieciństwa. Wydobywa ze mnie te
szlachetne uczucie odpowiedzialności za siebie, rodzinę i otoczenie. Dodaje
mi wiary w sens trwania z Bogiem w trudnych chwilach. Pomaga mi podejmować ważne
decyzje. Iskrzy światłem, gdy widzę ciemności przed sobą. Dodaje mi
sił, gdy dzieci chcą się ze mną bawić, a we mnie nie ma ochoty do tego. Pomocna jest, aby patrzeć w oczy drugiemu człowiekowi i widzieć jego
indywidualne piękno. Wzbudza we mnie odwagę do robienia rzeczy nowych. Uczy mnie pokory i mówienia prawdy, niezależnie od tego jak jest bolesna,
szczególnie tej prawdy o sobie. Pozwala mi odzyskać moje, skradzione kiedyś, przez siebie samego, SERCE? Obnaża mnie przed Bogiem do nagości, każdego dnia. I liczę na to, że medytacja chrześcijańska dopomoze mi dojść do takiego momentu w zyciu, w którym oddam Bogu wszystko, tak jak zrobił to Ignacy Loyola.
Kiedyś usłyszałem od Jezuity, że św. Ignacy Loyola pod
koniec swojego życia powiedział-„Ujrzałem, jak Bóg pracuje we WSZYSTKIM” . To
zdanie zachęciło mnie do przeczytania jego biografii. Warto było. A ostatnio jeden
z ojców zakonników napomknął, że św. Franciszek zadawał sobie ciągle pytanie- „Boże,
kim, lub czym jesteś?”. W pewnym momencie już nie szukał odpowiedzi.
Wystarczyło mu samo pytanie.
Co do codziennego rozważania Biblii zdania nie zmienię. Nie
zamienię 40 minut porannej modlitwy w ciszy na czytanie słowa Bożego. A i
wieczornego trwania w niej również. Wystarczy mi codzienne słuchanie, przed
snem, Benedyktyna z Lubinia, albo Dominikanina z Łodzi, tudzież innych
ciekawych ludzi. Chce poznać ich patrzenie na Boga, po to , aby upewnić się czy
czasem nie błądzę. A nawet jeśli, to co? Moje ryzyko, bo moje życie.
Jest książka pewnej pielęgniarki
„Czego najbardziej żałują umierający” Poniżej zamieszczam stronę internetowa z
informacją o niej:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1683040,1,5-rzeczy-ktorych-ludzie-zaluja-w-ostatnim-dniu-swojego-zycia.read
Nie jestem zdziwiony, że na pierwszym miejscu jest zdanie- „Żałuję,
ze nie miałem więcej odwagi, by żyć w zgodzie ze sobą, a nie z oczekiwaniami
innych ludzi”
Komentarze
Prześlij komentarz