Przestaje ukrywać się przed Bogiem.
Jako dziecko prawie zawsze towarzyszyło mi poczucie bycia
opuszczonym, a co za tym idzie pewnego rodzaju niemoc. Bardzo często trąsłem się
ze strachu z byle powodu, a coś takiego, jak pewność siebie dla mnie była nie
pojęta. Pamiętam z tamtego okresu sny, w których spadałem w przepaść, bez szans
na zrobienie czegokolwiek. Można sobie wyobrazić, jak przebiegało moje
dorastanie- w niemocy i przerażeniu, przeplatane okresami ulgi, kiedy
zapominałem o całym świecie i wchodziłem w świat wyobraźni, gdzie wyobrażałem sobie
inny świat, a w nim innego mnie. Wpadanie w wyobrażnie było wtedy dla mnie
jedynym pomysłem, jak uciec od uczuć niemocy i przerażenia. No, bo cóż może
zrobić dziecko, nie czując oparcia dorosłych ludzi. To wpadanie w wyobrażenia
stało się dla mnie tak wielkim nawykiem, że w dorosłym życiu dałbym się zabić,
byleby nie zrezygnować z niego.
I tak sobie wczoraj słucham pewnego duszpasterza egzorcystę,
który mówi takie oto zdanie- „Bóg jest obecnością” dodając, że Bóg jest „JAM
JEST”. Plaster dla mojej płochliwej duszy. Tym bardziej, że ów duszpasterz praktykuje modlitwę ciszy.
Intuicyjnie czułem, że to właśnie jest to. Jednak w swojej
maleńkości jakoś nie chciało mi się uwierzyć, że Bóg jest po mojej stronie.
Choć miałem wiele doświadczeń życiowych, gdzie czułem, ż cos mi pomaga w
trudnych sytuacjach życiowych, ciągle ukrywałem się przed świadomością, że mogę
przestać bać się Boga i przytulić się do niego jak do kochającego ojca. Zdroworozsądkowo
można puknąć się w czoło czytając to, co napisałem wyżej. No, bo jak można się przytulić
do czegoś, lub kogoś kogo nie widać. A jednak. Po kilku miesiącach intensywnej
praktyki Modlitwy Głębi przestały mnie interesować intelektualne rozważania na
temat Boga i udowadnianie sobie, czym Bóg jest, a czym nie jest. Nie miało to
dla mnie już sensu. Robiłem to latami i nic z tego mi nie wyszło. To zatapianie się codziennie w ciszę nauczyło
mnie jednego, że zawsze jest teraz i ze w tym „zawsze teraz’ jest albo obecność,
albo zajmowanie się własnymi myślami. Ja wybieram, albo głowa, albo serce.
Unieruchamiając siebie na poduszce z prostym kręgosłupem daję sobie szanse
łatwiej wybrać obecność i swoje serce, ignorując myśli. I w tej właśnie obecności,
pełnej obecności można poczuć to, o czym piszą mistycy. Nie wierzę w inną
opcję. Tylko obecność daje mi szanse doświadczyć tego, co kiedyś, jako dziecko
sobie wyobrażałem- pewność siebie i moc, tą ludzką moc, gdzie człowiek wierzy w
własne możliwości i wie, że to, co robi jest tym właściwym. No i to, co
najważniejsze dla mnie, a co zawsze wlokło się przez moje życie jak zaraza-
poczucie bycia opuszczonym. To poczucie roztapia się w tej obecności. Tak
jakbym znów odnalazł siebie prawdziwego. To jest najwspanialszy dar, jaki mogę sobie
ofiarować- siebie samego. I jest jeszcze coś. Jest Bóg. On jest zawsze i jest
po mojej stronie. I nie chce mi się już przed nim ukrywać. Jeśli chcę płakać,
to pozwalam sobie. Jak przychodzi niemoc to puszczam ją, a On ją zabiera. I to
autentycznie działa!!! Nie potrzebuję już żadnej terapii, pozytywnego myślenia
i innych czarów pt. Iventy motywacyjne za 5 000 PLN. Sama obecności i
świadomość, że Bóg jest po mojej stronie mi wystarcza. No i codzienna praktyka
Modlitwy Głębi.
Teraz łatwiej mi zrozumieć, dlaczego Szwedzi nie potrafili
zdobyć Jasnej Góry.
Pragnę tutaj podziękować Grupie Modlitwy Kontemplatywnej w Wadowicach
za wczorajsze warsztaty „Modlitwy Ciszy” na których miałem przyjemność być.
Było spore zainteresowanie. A, że obserwuję kręgi tego rodzaju praktyki
chrześcijańskiej, mam wrażenie, że coraz więcej osób poszukuje czegoś, co
autentycznie i namacalnie wpłynie na ich życie. Szukają rodzaju praktyki
modlitwy, która da im owoce. Te owoce, o których mówił Jezus.
Na dzisiejszej mszy nasz młody ksiądz zmagał się na kazaniu
z ośmioma błogosławieństwami Jezusowymi. Jakoś tak mi się lekko zrobiło na
sercu, bo teraz je lepiej rozumiem. Jakbym czuł intuicyjnie, o co chodziło Jezusowi.
I dla mnie ma to sens. I coś mi się wydaje, że rozumem nie da się tego pojąć.
Samo mówienie nie wystarczy. Potrzeba praktyki i cierpliwości w niej.
Komentarze
Prześlij komentarz