Demony przeszłości.
Nawiedziła mnie pewna refleksja w trakcie obecności na
warsztatach Modlitwy Ciszy w Wadowicach, gdzie zebrało się sporo nowych osób,
pewno pragnących poznać ten rodzaj medytacji chrześcijańskiej i być może jej
praktykowania w przyszłości. Otóż wchodząc na drogę praktyki owej modlitwy
ciszy trzeba mieć świadomość, że wcześniej czy póżniej rozpocznie się okres
wychodzenia z człowieka wszelkich nieprzyjemnych uczuć, jakie chciał ukryć
przed światem, a tak naprawdę przed sobą. I tu pojawia się problem. Co z tym
zrobić, albo jak sobie z tym poradzić. Przypuszczam, bo tak jest u mnie,
intuicja podpowiada i poniekąd wspiera na tej drodze. Najlepiej jednak warto
mieć przewodnika duchowego który to rozumie. Jest kilku księży, a raczej
zakonników, którzy sami praktykują i są podporą dla innych. Warto to rozważyć.
Piszę to, gdyż wiele osób wchodzi na tą ścieżkę, a potem z
niej rezygnuje dlatego, że nie rozumieją, iż jednym z ubocznych skutków owej
praktyki jest pozbywania się starych, zapieczonych ran z przeszłości. Wielu z
nas je doznało i nosi te rany przez całe życie, nieświadomie męcząc się z nimi.
Dróg do uwolnienia ich jest wiele. Sam przechodziłem kilka z nich.
Najskuteczniej jednak zadziałała u mnie codzienna praktyka tej modlitwy. Pisze
to z pełną świadomości, bo zdaje sobie sprawę, że gabinety psychologiczne są
ostatnio oblegane przez pacjentów oczekujących uleczenia ran z przeszłości. Sam
przez to przechodziłem.
A tutaj, w trakcie modlitwy ciszy dzieje się jedna prosta rzecz.
Człowiek się wycisza i poddaje miłości. Miłości która leczy. Kiedyś, dawno temu
przeczytałem takie oto zdanie- Miłość leczy wszystko, co nią nie jest. I to ma
dla mnie sens, bo sam tego doświadczam.
Ja, te przykre rany jakich doznałem w dzieciństwie, nazywam
demonami przeszłości, które zatruwały mi codzienne życie. I nadal to robią, już
słabiej niż kiedyś. Jednak jeszcze są. Tak jak obiera się cebulę warstwami,
gdzie oczy szczypią i kapią łzy, tak te demony ze mnie wychodzą. Powoli i na
zawsze. Czego i wam życzę drodzy przyjaciele.
W trakcie mojej psychoterapii z przez 20 lat, osoba która
mnie prowadziła powiedziała zdanie które czasem sobie przypominam: „Aby
wyzdrowieć musisz wejść do jaskini gdzie mieszka twoje przerażenie i przejść
je w pełni świadomie po to, aby uświadomić sobie, że nie ma czego
się bać. To sprawi, ze odzyskasz swoją moc."
Komentarze
Prześlij komentarz