Biorę swój krzyż i idę, bo widzę w tym sens.

„Co dajesz innym, wraca do ciebie” - czepiam się tego zdania jak koła ratunkowego, bo nie zawsze mam siłę dawać innemu człowiekowi to, co chciałbym dostać.

Po ostatniej sesji Tchnienia Ciszy ( dwudniowym odosobnieniu) miałem przebłysk świadomości, że wszyscy jesteśmy stworzeni z jednego żródła. Przyroda, a w niej my, stanowimy jedną całość. To doświadczenie zrodziło we mnie postanowienie, aby już nikogo nie ranić, ani niepotrzebnie nadużywać  tego, co daje mi natura. Łzy mi poleciały, jakbym zapłakał nad wszystkimi tymi chwilami, gdy raniłem siebie i innych poprzez pouczanie, nagabywanie, ocenianie, pałanie zemstą itp. Sporo się tego nazbierało. Szczerze napiszę, czułem się jak worek śmieci, który zdał sobie sprawę, że śmierdzi.. Dotarło do mnie również, jak często oceniam ludzi i sytuacje, jakie mi się przytrafiają z ich strony. Od tego czasu uczę się na łapaniu siebie w ocenianiu i je puszczam. Nie jest to dla mnie łatwe, jednak próbuję, bo widzę w tym sens. Bo tak naprawdę robiąc komuś krzywdę, robię ją sobie samemu. Zabiera mi to energię i radość życia. To tak, jakbym okradał się z tego, co jest w życiu wspaniałe- miłości. Uczenie się tej postawy pozwala mi zobaczyć, że każdy jest taki, jaki jest i w tym swoim jestestwie jest wspaniały i cudowny, czy ma 6 lat czy 70 i jakiekolwiek ocenianie jest dla mnie okradaniem siebie w widzeniu go w jego prawdziwości.

 I coraz częściej dociera do mnie: Tam gdzie jest jakakolwiek ocena nie ma autentycznej miłości. Miłość swobodnie płynie wtedy,  gdy się po prostu jest obecnym poza myśleniem. Tak po prostu obecnym bez myślenie.

 Czasem tego doświadczam, gdy patrzę córce w oczy, a ona mnie, i tak sobie jesteśmy razem. I to jest piękne. I chyba dlatego kocham patrzeć małym dzieciom w oczy. Bo nie ma w nich myślenia. Jest w tych oczach ta czysta dusza, nieskalana doświadczeniem życiowym. Dusza która kocha życie.

Jak mam oczyścić tą moją duszę , aby była jak to małe dziecko- ufne i kochające?. A może nie trzeba nic czyścić?. Może wystarczy zgoda na to, aby moje ego umarło.

Refleksja
W maju tego roku, kiedy już wiedziałem, że choroba została uleczona pojawiło się w mojej głowie pytanie- „Po co żyję?” lub „Jaki jest sens mojego życia” które dane mi jeszcze raz doświadczać. Po co codziennie wstaję rano i użeram się z całym tym moim trudem życia? Czy po to, aby je po prostu przeżyć i zemrzeć. Czy może jednak jest coś, dla czego warto wstawać rano i nosić swój krzyż? Ostatnio ucichło, jakbym zrozumiał, ż jestem tu po to, aby kochać.

Pojawiło się kolejne. Jednak o nim innym razem.


Komentarze

  1. Appreciate the recommendation. Let me try it out.

    OdpowiedzUsuń
  2. The graphics in this game are pretty good overall.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz.

Żyję.

Demony przeszłości.