Z niczym się urodziłem i z niczym odejdę
Doszły mnie wieści moich znajomych, że treść bloga jest
bardzo intymna-"tak jakbym swoje flaki wywalał na zewnątrz." Cieszy mnie to, bo
taki ma być odbiór.
Nie chcę kolejnego bloga w sieci o tym jak to Pan Jezus mnie
kocha i czy jestem przeciw, czy za czarnymi marszami. Szukam w życiu
autentyczności. Tych uczuć, które podkreślają moje życie, chwil, gdzie chce się
dla nich umrzeć i relacji gdzie płynie autentyczna miłość. I o tym chce pisać -
moich poszukiwaniach Boga i prawdy. Czy ową PRAWDĘ- o której mówił Jezus-
dotknę? Nie wiem. Wiem jednak, że warto iść i szukać. I jestem głęboko
przekonany, że Boga interesuje moje serce, a w nim wszystko to, co chcę ukryć i
czego się boję. Jego interesuje moja nagość serca. Dlatego jest intymnie. I nie
sądzę, aby była jakaś pośrednia droga do poznania Boga. Tylko nagość. Bo taki
wyszedłem z łona mamy i takiego mnie będą chcieli po śmierci.
Jestem ciekawy ilu ludzi ma świadomość tego, że umierając zostawiają
wszystko to, do czego się przywiązali za życia.
Uważam również, że ową „prawdę” można pojąc najszybciej
praktykując codziennie z żarliwością modlitwę kontemplacyjną, gdzie zapada się w
milczenie po to, aby słuchać swego serca, bo do serca przemawia prawda.
Zacytuję z książki Anthonego de Mello „Szukaj Boga we
wszystkim” cytat Thomasa Mertona- ”Świat ludzi zapomniał o radościach
milczenia, pokoju samotności, który w pewnym stopniu jest nieodzowny do
osiągnięcia pełni życia” i „ Człowiek nie może być w pełni szczęśliwy przez
dłuższy czas, jeśli nie jest w kontakcie ze żródłem życia duchowego, które
kryje się w głębinach jego własnej duszy. Jeśli człowiek jest nieustannie
wypędzany ze swojego domu, odcięty od duchowej samotności, przestaje być
prawdziwą osobą” I tu De Mello kontynuuję rozważania dodając-” Ludzie mogą
skonfrontować się z samym sobą tylko
w jeden sposób-poprzez milczenie” .
Z mojej praktyki
Modlitwy Głębi wynika, że w tym codziennym zatapianiu się w własną intymność zaczynam
dostrzegać w sobie cechy, które mnie fascynują i o których nawet mi się nie
śniło wcześniej. To tak jakbym zawsze miał w sobie cząstkę siebie „wspaniałego
i cudownego człowieczeństwa”. I przestaje mi się wtedy chcieć udawać kogoś
innego. Bo po co!
Bycie autentycznie sobą jest niesamowitym doświadczeniem.
Nie trzeba trzymać w sobie tego całego wysiłku udawania przed innymi kogoś, kim
się nie jest, lub udowadniania innym czegokolwiek. A przy okazji mogę sobie
spojrzeć w lustrze w oczy i powiedzieć- jest OK. Bo w głębi duszy wiem, że jestem wspaniały i
cudowny. A najfajniejsze w tym jest to, że wiem, że każdy taki jest – wspaniały
i cudowny. I to uwalnia mnie od potrzeby zmieniania innych, aby czuć się
swobodnie.
Warto czasem zatrzymać się na chwilę i zastanowić się - Dlaczego
św. Franciszek rozebrał się w kościele przed swoim ojcem, a potem wyruszył w
swoją własną drogę.
Komentarze
Prześlij komentarz