Cierpienie, ach to cierpienie.
Mijają kolejne miesiące mojej codziennej praktyki Modlitwy
Głębi. Jeśli mógłbym się cofnąć w czasie, to nigdy nie przypuszczałbym, że z
takim zapałem oddam się temu codziennemu trwaniu w ciszy. Skąd bierze się we
mnie ta determinacja stawania wcześnie rano i zasiadania do tej najprostszej w
swojej konstrukcji modlitwy? Co kieruje moja uwagę, aby o niej pamiętać na co dzień?
Jestem przekonany, że tym czymś jest moje cierpienie.
Zawsze mi towarzyszyło. Na różne sposoby starałem się
go nie odczuwać, szukając znieczulaczy lub zapychając je kreowaniem
rzeczywistości, która w moim rozumieniu mnie od niego wyzwoli. No i z pełną
odpowiedzialnością napiszę- nie udało się. Co ciekawe, wszyscy praktykujący ową
modlitwę, z którymi rozmawiałem również mają dość poczucia cierpienia, dlatego
siadają do niej. Po dłuższym czasie praktykowania- około pół roku czasu, jak
pisze św. Teresa z Avilla pojawia się w sercu człowieka zrozumienie, czym owo
cierpienie jest. U mnie było to zrozumienie, iż rany jakie noszę w sobie nie
zostały zaakceptowane i wyrażone przez moje serce i ciało. Opisuje to we
wcześniejszych wpisach. Owo zrozumienie, że ucieczka przed sobą samym prawdziwym,
czyli tą nagością przed Bogiem powoduje ogromny smutek i rozpacz w sercu. A w
jaki sposób serce może komunikować się z nami jeśli nie potrafi zapukać i
powiedzieć: człowieku obudż się i zacznij mnie traktować serio? Poprzez cierpienie.
Każdego dnia wracało mi się cos we mnie do czasów z
dzieciństwa. Tym razem jednak nie ignorowałem serca. Pozwalałem mu zaistnieć,
wybrzmieć, dać mu przestrzeń i swobodę, aby zaistniało. A potem pojawiał się
sposób na uzdrowienie i spokój. Ten cudowny pokój serca przenikający każdy
zakamarek ciała. I trwało to prawie rok czasu. Wiele łez poleciało. Ogrom złości
jaki wyraziłem mógłbym obdarować niejedno szambo. I teraz już wiem, że jedyny
sposób na cierpienie to poddanie się mu. W pełni. Nie jest to łatwe, dlatego
tylko nieliczni, z dużą dozą cierpienia są gotowi to przejść. A powiem, że
warto.
Teraz mam więcej siebie prawdziwego. Bardziej rozumiem
życie. To, czym jest i to, czym jest miłość. Nie jest wcale tym, czym ludzie
chcieliby, aby było. Jest tym, co jest niezrozumiane. Niech mi ktoś opiszę
słowami patrzenie matki w oczy dziecka, które właśnie karmi piersią? Dokładnie
ten sam rodzaj miłości można odnaleźć w codziennych czynnościach, jakie się
wykonuje. Miłość jest jedna i zawsze taka sama. Niestety, aby to pojąć trzeba
zapomnieć o EGO.
Dla mnie osobiście jest to odkrycie zmieniające całkowicie pogląd na
postrzeganie wiary chrześcijańskiej, w której podstawą jest brak wszelkiej,
powtórzę wszelkiej przemocy i nacisku na zmianę, gdzie wszystko samo się dzieje
wypełnione miłością Boga. Zaiste, czyż nie jest to cudowna nowina wiedzieć, że
można prowadzić życie w takim działaniu? Droga do tego jednak jest wyboista i
trzeba wielkiej determinacji, aby demaskować EGO na każdym kroku. Wszystko
jednak przede mną.
Jestem po 7 dniowych rekolekcjach Modlitwy Głębi. Czasu poświęconego
w większości na trwaniu w postawie poddawania się temu miejscu w
człowieku, gdzie mieszka wieczna cisza. Czasu, gdzie zostawia się w pełni
świadomie bieg spraw własnego życia pod opieką niewidzialnego. Owa postawa
pozwala przyjrzeć się z biska myślom, które w normalnym życiu są nie do
zdemaskowania. Wychodzą też uczucia dawno zapomniane, o których bardzo chciało
się zapomnieć. Pojawiają się także tęsknoty, które zaniedbywało się latami,
jakby brakowało wiary w to, że można im pozwolić się dopełnić, aby odeszły. A
potem jest czas na wspólną integrację, wymianę własnych doświadczeń duchowych i
życiowych,. To wspólne przebywanie z drugim człowiekiem, po takiej dawce ciszy
ukazuje w pełni to, co jest ważne w życiu- wzajemne wsparcie, dobre słowo i
cieszenie się obecnością z drugim człowiekiem, tak po prostu, za to, że jest
taki, jaki jest. Bez poprawek i upiększania własnej osobowości można
poczuć się swobodnie.
Pragnę wyrazić wielką wdzięczność ojcu Wojtkowi, że odważył się, jako
pierwszy wprowadzić tego typu rekolekcje do polski. Podziękowania również za
jego odwagę głoszenia własnego zrozumienia ewangelii podpartego setkami lat
praktyk kontemplacyjnych wielkich mistyków chrześcijańskich.
Komentarze
Prześlij komentarz